Krzysztof Stankiewicz – dziennikarz, pisarz, podróżnik – jest absolwentem Wydziału Elektrycznego Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Lublinie (obecnie Politechnika Lubelska), oraz Studium Dziennikarskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Dziennikarstwo uprawia od prawie pół wieku, a dokładnie od 1972 r. Początkowo w „Kurierze Lubelskim”, w którym przepracował równo 30 lat.
Przez 10 lat był także współpracownikiem „Kuriera Polskiego”, a potem, przez taki sam okres „Polskiej Gazety Transportowej” i kilku innych tytułów.
W 2009 roku stworzył magazyn społeczno-kulturalny „Awangarda lubelska”! od tego czasu jest jego redaktorem naczelnym.
Jest kilkukrotnym laureatem nagród Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Stowarzyszenia Dziennikarzy RP oraz Stowarzyszenia Dziennikarzy Podróżników „Globtroter”. Przede wszystkim lubi podróżować. Dotychczas odwiedził i opisał na łamach prasy oraz w książkach ponad 80 krajów położonych na wszystkich kontynentach.
„Kochankowie z Lublina” to najnowsza, dziesiąta książka tegoż autora. Jest to opowieść o miłości, podróżach i koronawirusie. Jej akcja toczy się w Lublinie i wielu krajach świata, a kończy w czasie, gdy światem zawładnęła pandemia koronawirusa. Do Polski dotarła ona w marcu 2020 r. Początkowo miała dość łagodny przebieg, ale u schyłku lata, w chwili oddawania książki do druku, we wrześniu tegoż roku, w całym świecie zakażenie koronawirusem potwierdzono pozytywnym wynikiem testu u ponad 30 min ludzi, spośród których prawie milion zmarło. W Polsce zanotowano do tego czasu ponad 80 tys. zakażeń i ponad 2 tys. zgonów. Czy i jak wpłynęły one na życie kochanków z Lublina – o tym właśnie jest ta książka. A co będzie dalej? To być może temat na następną książkę.
Rozdział I
Mam na imię Kacper. Urodziłem się w Lublinie, i co w tym przypadku równie ważne, stało się to 26 kwietnia 1986 roku, czyli w dniu wybuchu reaktora atomowego i katastrofy w Czarnobylu. Wówczas byłem tak mały, że nie zdawałem sobie sprawy z tego, co się wydarzyło. Dopiero wraz z upływem czasu, a właściwie po latach, zacząłem obejmować rozumem to, co się wówczas stało. I dostrzegać to na własne oczy. Wielu moich rówieśników, a zwłaszcza rówieśniczek, w dorosłym już wieku zaczęło na własnej skórze, a właściwie na własnym ciele odczuwać to i doświadczać tego, co się wówczas, owego pamiętnego kwietniowego dnia 1986 roku wydarzyło. Wiele z nich zachorowało na tarczycę i musiało, chcąc ratować swoje życie, poddać się operacji. To u nas. A na Ukrainie, w okolicach Czarnobyla było jeszcze gorzej. Dopiero po latach zaczęliśmy dowiadywać się całej prawdy o tej katastrofie. Ale czy była to już cała prawda? Zdałem sobie sprawę, że być może tej całej prawdy nigdy nie poznamy. Ale przynajmniej zbliżyć się do niej warto. Ja przynajmniej chciałem. Wiele przeczytałem książek na ten temat i wiele obejrzałem filmów. Wciąż żywo zainteresowany tematem, postanowiłem w końcu sam na własne oczy przekonać się o skutkach czarnobylskiej katastrofy.
W 2016 roku, a więc dokładnie w 30 lat po jej wydarzeniu, zdecydowałem się wybrać do Czarnobyla. Było to możliwe, bowiem wielu ludzi z całego świata, podobnie jak ja zaciekawionych tematem, wyjeżdżało tam z licznymi biurami podróży organizującymi tam, pożal się Boże, turystyczne wycieczki. Ja też zgromadziłem już wszystkie informacje na temat takiego wyjazdu, już miałem wybrane biuro podróży i niemal byłem spakowany, ale chyba na moje szczęście, sprawy potoczyły się inaczej i w ostatniej chwili, zamiast w Czarnobylu, wylądowałem w o wiele ciekawszych zakątkach Ukrainy. (…)
Krzysztof Stankiewicz „Kochankowie z Lublina. Opowieść o miłości, podróżach i koronawirusie”, Wydawnictwo POLIHYMNIA, Lublin 2020, s. 7